[lektor]: Rozmawiamy o kulturze, edukacji, animacji i rozwoju społeczności. „Gazeta, radio, telewizja”. Podcast Mazowieckiego Instytutu Kultury.
[Agata Roman]: To jest podcast „Gazeta, radio, telewizja”. Ja się nazywam Agata Roman, a moim gościem dzisiaj jest Krystyna Wójtowicz, dyrektorka gminnej i powiatowej biblioteki publicznej w Rzeczniowie. Dzień dobry Pani Krystyno.
[Krystyna Wójtowicz]: Dzień dobry. Serdecznie witam Panią Agatę.
[Agata Roman]: Dzień dobry. Rozmawiamy dzisiaj z kilku powodów. Jednym z tych powodów jest fakt, że została Pani laureatką konkursu Innowacyjny Manager Kultury. Chciałam z Panią porozmawiać o tym w jaki sposób prowadzi się innowacyjną bibliotekę na Mazowszu. Zaczęłabym jednak od czegoś bardziej osobistego. Od jak dawna pracuje Pani w bibliotece?
[Krystyna Wójtowicz]: Pani Agato, do tego to się w ogóle nie trzeba przyznawać, bo to jest tak dużo, że ja w tym momencie życiowym w jakim jestem, zapominam ile mam lat i ile lat pracuję. Ponad trzydzieści, bliżej czterdziestu. Niewiele brakuje do czterdziestu. Zaczynałam w 1983 roku. Jak teraz słyszę o tym, co się działo w 1981 roku – była rocznica stanu wojennego, to mówię: „Matko, to jest szmat historii”. I ja w tym uczestniczyłam. Bardzo długo.
[Agata Roman]: Bardzo długo. Jest Pani bardzo doświadczoną osobą.
[Krystyna Wójtowicz]: Ale jeszcze nie idę na emeryturę, bo jeszcze mi brakuje paru lat.
[Agata Roman]: Czy spieszy się Pani na emeryturę? Czy praca w bibliotece jest tak ciężka?
[Krystyna Wójtowicz]: Nie. Po prostu niech życie płynie swoim rytmem. Po prostu chciałabym pracując tak długo, tyle lat – chciałabym spokojnie doczekać do tego właściwego momentu odejścia na emeryturę. Jeżeli Pani pyta czy już mam dosyć pracy w bibliotece? Nie, nie mam. Czy brakuje mi pomysłów? Nie, nie brakuje mi pomysłów. Jestem pełna zaangażowania w swoją pracę. Pracuję z bardzo dobrym (zespołem), który też dodaje mi czasami skrzydeł. Cieszę się, że z nimi jestem, z tym malutkim zespołem, bo raptem jest nas osób cztery – ze mną oczywiście. Plus pracownik ostatnio na pół etatu, pracownik gospodarczy, pomocniczy. Tak naprawdę musimy sobie z tym radzić. Pani pyta czy działa innowacyjna instytucja kultury na Mazowszu. — Tak. — Trudno, ale radzimy sobie. To, że jest trudno, skłania mnie to tego, żebym chciała tak naprawdę uciekać szybciutko na emeryturę. Chcę po prostu doczekać spokojnie do tego swojego momentu, kiedy mogę pożegnać się. Myślę, że skoro i tak cały czas włączam się [niezrozumiale] mojej małej gminy, miejscowości, które są – bo jeszcze jestem członkiem Koła Gospodyń Wiejskich, i tam też bardzo dzielnie działam i pomagam. Myślę, że zawsze coś chciałam zrobić więcej i robię to. Mam jakieś tam plany może na emeryturę, jeżeli się uda, ale dzisiaj widzi Pani – może czasami nie trzeba nic planować. Tylko dać ponieść się chwili, czasowi i tym wydarzeniom, które są. Na które nie mamy wpływu.
[Agata Roman]: A jak ta Pani przygoda z biblioteką się zaczęła?
[Krystyna Wójtowicz]: Byłam świeżo po maturze. Maturę zrobiłam, nie mając jeszcze osiemnastu lat, bo poszłam rok wcześniej do szkoły. Moja mama stwierdziła, że skoro rodzice nie mają pieniędzy, żeby wysłać mnie na studia – a chciałam iść na studia – moja mama stwierdziła, żebym złożyła podanie o pracę. Pani bibliotekarka, jak się okazało z Iłży – z miejskiej biblioteki w Iłży, a pani dyrektor szukała osoby, powiedziała: „skromnej, aczkolwiek pracowitej”. A, że my w swoim środowisku, miejscowości – sześcioro rodzeństwa, jeden brat i pięć sióstr – miałyśmy opinię pracowitych i uczciwych – powiedziała, żebym zgłosiła się do pracy. Ja uznałam, że to będzie fajna przygoda. Bardzo szybko nawiązałam dobrą nić porozumienia z czytelnikami. Od razu zostałam posłana na tak zwaną wypożyczalnię w bibliotece. Określony został mój zakres czynności. Tak się zaczęło. Najmilej wspominam kontakt z czytelnikami. Pewnie ci, którzy pracują w bibliotekach – panie, czy panowie – wiedzą, że bibliotekarz jest też taką osobą do rozmowy. Wcześniej ludzie potrzebowali (rozmów) i teraz też potrzebują zwierzyć się, czasami porozmawiać. Powiedzieć o swoich bolączkach. Nawet zaczynając od nawiązania do przeczytanej literatury, a potem i tak czasami wchodzimy w ten nurt takich osobistych spraw życia. Śmieję się, że bibliotekarki na wypożyczalniach są czasami takim [niezrozumiale]. Tak to się zaczęło.
[Agata Roman]: A co się zmieniło przez te wszystkie lata w bibliotece? Jak Pani widzi te zmiany?
[Krystyna Wójtowicz]: Tak się zastanawiałam nad tym, że to my bibliotekarze w jakiś sposób dokonaliśmy zmian przez te lata. Wtedy ta praca była o tyle łatwiejsza, że owszem (były) działania, które mobilizowały do udziału w wydarzeniach czytelniczych, czy kulturalnych były robione ale w (mniejszym stopniu). W tej chwili promuje się tę ideę biblioteki jako trzeciego (miejsca). Troszeczkę nam pokrzyżowała szyki pandemia, bo przez wiele lat wypracowywaliśmy tę (ideę) spotkań poza domem rodzinnym, miejscem innych imprez zewnętrznych. Miejsce biblioteki było takim otoczeniem bardzo korzystnym dla wielu pokoleń, zaczynając od dzieci, po seniorów. (I to było) dobrze widziane – to się zmieniło. To się zmieniło, że ta biblioteka tym trzecim miejscem powolutku zaczynała się stawać. W międzyczasie w latach od 2000 roku – można powiedzieć, że to taki był bum na spędzanie czasu przy komputerach w bibliotece, bo jeszcze przecież nie wszyscy mieli te urządzenia. Szczególnie tutaj, w tych małych środowiskach wiejskich. Dopiero teraz, te ostatnie lata – wiadomo, że każdy ma swoje urządzenie mobilne. Ten komputerek w kieszeni w postaci smartfona. Od młodego pokolenia, do najstarszego – większość ludzi jednak już ma ten dostęp do Internetu. W tej chwili moglibyśmy powiedzieć, że my zwracamy uwagę na to, żeby wszystkie działania, które realizuje biblioteka – na pierwszym miejscu była jednak [niezrozumiale] książki. Owszem, ma formę bardzo innowacyjną czy taką nowoczesną, skierowaną do danej grupy odbiorców, żeby ona była fajna, strawna i przyciągająca uwagę. Na tym się skupiamy. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Czy mam po prostu zacząć również od podstaw, ale to już myślę, że wymyślili inni, wielkimi akcjami, jak na przykład „Mała książka, wielki człowiek”, czy „Cała Polska czyta dzieciom”. Duże akcje, w których biblioteka bierze od wielu, wielu lat udział. One zwracają uwagę na to, co mówię również ja, o praktycznej strony naszej działalności – że musimy zwracać uwagę na tą podstawową umiejętność pracy z książką i z czytaniem. To jest bardzo ważne. W dzisiejszych czasach – skądinąd bardzo uspołecznionych, w tych mediach społecznych i tak dalej. Musi być podstawa. Musi być gruntowna podstawa, żeby i dzieci znały podstawowy kanon dobrej literatury, zwracały na nią uwagę w naszych działaniach i przede wszystkim na umiejętność czytania.
[Agata Roman]: Pani Krystyno, jak wiem, to biblioteka w Rzeczniowie od lat angażuje się w różnego rodzaju programy. Między innymi jesteście ambasadorami „Mazowsze lokalnie” od jakiegoś czasu. Realizujecie mnóstwo różnych projektów i wydarzeń o charakterze artystycznym, związanych z czytelnictwem. Bardziej ściśle albo trochę luźniej, ale jednak mimo wszystko cały czas. Tych Waszych działań jest bardzo dużo wokoło – tak jak Pani powiedziała – głównej działalności biblioteki, czyli udostępniania literatury mieszkańcom Rzeczniowa i okolic. Jesteście biblioteką, która jest bardzo aktywna i ma znakomitą opinię w okolicy. Jest traktowana jako jedna z lepszych bibliotek właśnie dlatego, że tych aktywności u Was jest sporo. Niech mi Pani powie, może zdradzi trochę tej kuchni. Czy udział w tych wszystkich programach, realizacje tych wszystkich projektów przy ograniczonej ilości pracowników w bibliotece – jest dla Was wymagającym działaniem?
[Krystyna Wójtowicz]: No tak. Powiem szczerze, że tak. Dwa dni spędziłam w domu ze względu na chorobę, bo akurat nie było mnie w pracy. Mieliśmy podsumowanie projektu „(Wirtualny bywalec) – czytelnik i gracz w bibliotece”, który realizowaliśmy z projektu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. I zostały dwie moje (koleżanki) do tej działalności, żeby to podsumować. Już po całym tym wydarzeniu, jak wyszło – powiedziały, że „tak, dobrze wyszło”, ale po prostu są tak zmęczone... Jednak mała ilość pracowników rzutuje na przemęczenie zespołu. Ja sama wiem, że sama jestem też przemęczona. Czasami myślę, że zbyt dużo narzucam mojemu małemu zespołowi i zbyt dużo narzucam sobie do zrealizowania. Wczoraj koleżanka zapytała dzieci, czy ten projekt się podobał? Zareagowały na filmik, który był takim filmikiem podsumowującym ten projekt i mówiły: „O! Ja tam byłem. O! Ja w tym brałem udział”. Reakcja dzieci, uczestników tego projektu, była taka dosyć sympatyczna. Wobec czego zastanawiając się nad tym, podsumowując – jest czasami trudno, jest czasami pod górkę. Jeżeli ktoś po latach przypomni sobie, że wziął udział w takim wydarzeniu – to wydaje mi się, że ten sukces uzyskujemy takimi małymi krokami. Nie tak dawno, bo może miesiąc temu – spotkałam dorosłego już człowieka, który brał udział w programie „Równać szanse”. Wielokrotnie braliśmy w tym udział, pisząc projekty do „Równać szans”. To była aktywizacja młodego pokolenia. Projekty skierowane do młodzieży. Zapytał, czy nadal piszemy projekty i realizujemy coś właśnie z tego programu „Równać szanse”. Nie, bo nie trafiliśmy na taką grupę młodzieży, z którą można byłoby zrobić taki projekt. Zapytałam czemu pyta, a on mówi: „Bo wie Pani co? Jakie to było fajne! Jak pojechaliśmy do obserwatorium, do planetarium. Jakie to interesujące”. Ja mówię: „Pamiętasz?”. „Oczywiście, pamiętam. Ma Pani jakieś zdjęcia? Ja bym chętnie jeszcze raz to (obejrzał)”. Wie Pani, Pani Agato – dodało mi to skrzydeł, bo mi się wydaje, że jeżeli dorosły facet, który naprawdę wydawało mi się, że jest bardzo szalony jak na dorosłego faceta – i on mimo wszystko pamięta wydarzenia sprzed co najmniej 12 lat i mile je wspomina – to znaczy, że ta nasza praca nie idzie na marne. Tego się trzymam. Myślę, że mój zespół chyba też tego się trzyma. Jest trudno, czasami pod górkę, ale jak to się mówi – działamy.
[Agata Roman]: Te trudy jakoś rekompensuje to, jaką rolę Państwo pełnicie w społeczności.
[Krystyna Wójtowicz]: Tak. Mogłabym powiedzieć o takim jednym wydarzeniu. Mieliśmy tutaj namiot cyrkowy. To było z programu Instytutu Teatralnego z Warszawy. Mieliśmy warsztaty. Też dostaliśmy się do takiego fajnego programu. Proszę Pani – ten spektakl „Piotruś Pan”, w namiocie cyrkowym zrobił tak ogromne wrażenie i na rodzicach, którzy tam zostali zaproszeni i dzieciakach. Dla takich wydarzeń, w miejscowościach takich jak nasza – warto poświęcić się, poszperać, nawiązać kontakty, co jest trudne. I znaleźć tych partnerów zewnętrznych, którzy docenią taką małą miejscowość i naszą małą instytucję, że chcą z nami współpracować. To daje też jakieś tam elementy motywacji [niezrozumiale].
[Agata Roman]: A niech mi Pani powie ze swojego doświadczenia – co jest potrzebne, żeby biblioteka w takiej średniej wielkości miejscowości jak Rzeczniów, stała się lokalnym centrum kultury? Co jest do tego potrzebne? Wygląda na to, że biblioteka w Rzeczniowie pełni taką funkcję i taką rolę w społeczności.
[Krystyna Wójtowicz]: Jest to trudne, powiem szczerze, ze względu na to, że nasze warunki lokalowe są bardzo ograniczone. Mamy sto metrów kwadratowych. Biblioteka mieści się w budynku zespołu szkół w Rzeczniowie. Tutaj ogromny ukłon trzeba byłoby złożyć w stronę dyrektora naszej szkoły, który wielokrotnie mierzy się z tymi naszymi szalonymi pomysłami. Raz jest potrzebna kuchnia, raz potrzebna jest stołówka, bo były i (warsztaty kulinarne) związane z przepisami wyciągniętymi z książek, z powieści czy dla dzieci, czy dla dorosłych. Mnóstwo jest takich pomysłów. Korzystamy z kina za rogiem, którego pan dyrektor użycza nam na nasze wydarzenia. I jest ładne pomieszczenie, z którego możemy skorzystać na nasze wydarzenia. Bez tych partnerów pewnie nie udałyby nam się te wydarzenia. A co potrzeba? Odpowiadając Pani na to pytanie – kreatywnego zespołu, który jest. Partnerów, którzy są. I naszego samozaparcia i ciężkiej pracy. To trzy składniki.
[Agata Roman]: Jak Pani myśli – jaka jest misja takiej biblioteki? Kim wy jesteście tak naprawdę dla ludzi z Rzeczniowa?
[Krystyna Wójtowicz]: Myślę, że takim miejscem, gdzie faktycznie można przyjść i o wiele rzeczy zapytać. Wydaje mi się, że przez te wiele lat wypracowaliśmy taką ideę naszej biblioteki, jako biblioteki otwartej na różne potrzeby naszych odbiorców. [Niezrozumiale] rzeczy, co dał również nam program rozwoju bibliotek. Wtedy jak dostaliśmy sprzęt i możliwość stworzenia takiej usługi na przykład kserowania czy wydrukowania czegoś, czy zeskanowania. Nasi odbiorcy się tego nauczyli, że do nas można przyjść i faktycznie znajdą tę pomoc. W dzisiejszych czasach, gdzie (się wydaje, że) wszyscy mają dostęp i do drukarki i poczty, żeby coś otworzyć [niezrozumiale], czasami trzeba właśnie w takich momentach pomóc. Jeżeli widzimy, że takie najdrobniejsze rzeczy, z którymi czasami średnie, czy starsze pokolenie sobie nie może poradzić, a jest jakieś zaufanie społeczne do naszej instytucji, że można tutaj przyjść i zapytać o to – to, a nuż może pomogą. I faktycznie pomagamy. Dla mnie to jest właśnie ta kwintesencja takiej małej instytucji w takim środowisku. Do czego my zmierzamy? Mimo tych słabych warunków lokalowych, które mogłyby być lepsze, ale z którymi przy pomocy naszych partnerów sobie radzimy. Jeżeli ta instytucja może być nadal postrzegana jako instytucja otwarta dla społeczeństwa, to warto takimi krokami pewne działania podejmować. Owszem, czas pandemii wymusił na nas wyjście również na zewnątrz. (Staramy się) np. robić wystawy na płocie. Pierwszą robiłyśmy chyba sześć lat temu, bo uważałyśmy, że skoro nie wszyscy przyjdą do biblioteki, to pokażmy nasze działania na zewnątrz. To nam się udaje. Na przykład, jeżeli są jakieś zewnętrzne (wydarzenia), na przykład festiwal – bo w każdej gminie jest jakiś festiwal, czy festyn na zakończenie lata. Przez wiele lat był festiwal „Ściernisko”. Potem zmienił nazwę na festiwal „W dechę”. Tam wójt współpracuje np. z radiami z Radomia, np. z radiem Rekord. Wtedy my wystawiamy stoisko biblioteki. Od wielu lat nazywamy to stoiskiem kreatywnym biblioteki, gdzie albo są jakieś mini warsztaty, albo zapraszamy uczestników do zmierzenia się z fajnymi konkurencjami, które wynikają z poszanowania czytelnictwa, książki, pisarza, czy kreowania artystycznego młodych ludzi. A to był [niezrozumiale], a to było malowanie na desce, a to były inne warsztaty. To nam przysparza odbiorców. Nawet uczestnictwo biblioteki od wielu, wielu lat, w takiej również bibliotece my, jako partnerzy, zaczynaliśmy razem z urzędem gminy i z [niezrozumiale] lokalnymi, to był Rzeczniowski Rajd „Ty i ja, rowery dwa”. Co roku biblioteka jest na tym rajdzie organizatorem konkursu dla uczestników rajdowych. Czasami jest to ponad sto osób. Sto pięćdziesiąt. Oni widzą, że nasza mała instytucja jest tam obecna. Przyzwyczaili się do tego. Wiedzą, że jesteśmy. To są takie małe kroki wychodzenia na zewnątrz i pokazywania tej otwartej (biblioteki).
[Agata Roman]: Pani Krystyno, ma Pani jeszcze jakieś marzenia, takie do przodu? Co mogłoby się wydarzyć w bibliotece?
[Krystyna Wójtowicz]: Mówię do moich koleżanek – chciałabym się wsłuchiwać w to, jakie są ich marzenia – moich koleżanek, z którymi współpracuję. Myślę, że nawet to, co w tym roku nam się udało z Mazowieckim Instytutem Kultury – robienie tych ogrodów. To jest takie wyjście z tymi naszymi marzeniami i pokazywanie również biblioteki i książek na zewnątrz. To jest bardzo fajna (możliwość) zrobienia wielu nowych wydarzeń, nowych inicjatyw w oparciu o ogród, w oparciu o czytanie w ogrodzie, w oparciu o odrobinę ekologii. O to, żeby nawet móc dać szansę dla jakichś wydarzeń i z książką i plastycznych. Takich interdyscyplinarnych. Myślę, że moim marzeniem dla tej biblioteki, dla tej instytucji to jest to, żeby ona miała swoje własne lokum. Czy to będzie biblioteka centrum kultury – jakbyśmy jej nie nazwali. Siedemdziesiąt pięć lat będziemy obchodzić w następnym roku istnienia naszej instytucji. Myślę, że to jest marzenie do spełnienia. Mnie się to już nie uda, ale tej społeczności lokalnej to się należy. To są ludzie otwarci, ale żeby być również uczestnikiem wydarzeń kulturalnych, to pewnie Pani mi przyzna rację, że musi być fajna oprawa, dobre miejsce. Miejsce z klimatem. Miejsce, które przyciąga. W dzisiejszych czasach remont wielu bibliotek pokazuje, że miejsca odmienione są w jakiś sposób nowoczesne. Dostosowane do XXI wieku. Miejsce, które daje gwarant dobrych wydarzeń, dobrego klimatu. Oczywiście cały czas podkreślam – muszą być ludzie, którzy mają pomysły, którzy są otwarci, potrafią słuchać, (czego) społeczeństwo oczekuje. Myślę, że mojemu zespołowi i naszym władzom tego nie brakuje. Czego mogłabym sobie życzyć? Życzyć naszej gminie, żeby 75 lat oczekiwania na własne miejsce dla biblioteki publicznej, kiedyś się spełniło. To jest chyba takie marzenie.
[Agata Roman]: To życzymy w takim razie spełnienia tego marzenia. Bardzo Pani dziękuję za dzisiejszą rozmowę. Moim gościem była Krystyna Wójtowicz, dyrektorka biblioteki publicznej w Rzeczniowie, a ja się nazywam Agata Roman – prowadzę podcast „Gazeta, radio, telewizja”, Mazowieckiego Instytutu Kultury.
[Lektor]:„Gazeta, radio, telewizja”. Podcast Mazowieckiego Instytutu Kultury.